środa, 14 września 2011

Polska rzeczywistość

Byłem kilka dni temu w Polsce w "interesach" o czym wspominałem w sierpniowym podsumowaniu. Umówiłem się z doradcami finansowymi na rozmowę o pożyczkę hipoteczną. Jak było, dowiecie się za chwilę, bo najpierw chciałbym się podzielić swoimi odczuciami odnośnie pobytu w rodzimym kraju.

Jak zwykle było przyjemnie wrócić "do siebie". Pogoda ładna, ludzie "normalni", można poczuć się na prawdę dobrze. Może to dlatego, że wpadam na krótko i nie mam czasu popaść w szarą rzeczywistość. Jej przedsmakiem była jednak jakość usług w niektórych urzędach, w których miałem sprawy do załatwienia. Nie wiem czy to dlatego, że w Anglii jestem już przyzwyczajony do lepszego traktowania klienta, czy po prostu się "uwsteczniłem" bo teraz żyje się mi znacznie prościej. Przykładem niech będą dwie sytuacje, z którymi się zetknąłem.

Pierwsza z nich to wizyta w banku. Po wizycie w kantorze (udanej zresztą, bo udało się sprzedać funty powyżej 5 PLN) udałem się wpłacić złotówki na konto. Jako, że mam rachunek w Inteligo, musiałem skorzystać z usług PKO BP. I tutaj zetknąłem się po raz pierwszy z polską rzeczywistością. Nie wiem czy to dlatego, że jestem przyzwyczajony do innej obsługi, czy dlatego że mi się spieszyło, bo miałem jeszcze umówione dwa spotkania przed odlotem, ale miałem ochotę zrobić scenę w banku. Zaraz wam wytłumaczę dlaczego. Otóż, w tym oddziale, do którego poszedłem, obsługuje się klientów według przydzielonych numerków. Wziąłem więc jeden z maszyny i poszedłem poczekać. Według licznika przede mną było jakieś 20 osób. Nie miałoby to znaczenia, gdyby nie ich powolność. W Anglii (korzystam głównie z Barclays'a) gdy jest dużo czekających klientów to menadżer dorzuca osób na kasy aby szybciej rozładować kolejkę. Wszystko jest sprawnie z nastawieniem na szybkość obsługi. W PKO BP jest jak za PRL. Rozumiem, że to państwowy bank, ale jesteśmy w XXI wieku i ktoś powinien już rozumieć niektóre standardy. Obsługa była fatalna. Dwie osoby w kasach na osiem dostępnych stanowisk. W między czasie doliczyłem się czterech osób, które nic nie robiły, tylko się kręciły z kąta w kąt. Jedna chyba się uczyła, bo co raz to pytała się jednej z obsługujących, a ta zamiast zająć się klientem chodziła do niej coś tłumaczyć. Po prostu ręce opadały. Nie powinien być od tego jakiś kierownik? Ktoś powinien to usprawniać i pilnować na bieżąco. Już miałem w pewnym momencie poprosić o kierownika i się o to zapytać, ale na szczęście nie należę do tego typu osób. Czekałem cierpliwie, mimo że przez to spóźniłem się 10 minut na pierwszą rozmowę.

Drugim absurdem była poczta. W tej placówce byłem już kilka razy wcześniej, więc jak zawsze poszedłem do okienka. Było pusto, jedna osoba przede mną miała jeszcze tylko zapłacić. Gdy przyszła moja kolej dostałem "przemiłe" spojrzenie od Pani w okienku i zapytanie czy mam numerek. Powiedziałem, że nie, to mnie odesłała do maszyny, żebym sobie wziął jeden. Tak zrobiłem. Postałem chwilę w samotności i zostałem łaskawie poproszony do okienka. Po prostu absurd..., ale skoro uważają, że tak jest lepiej to w porządku. Mnie na co dzień to nie dotyczy więc mam to gdzieś. Szkoda mi tylko, wiedząc jak to wygląda w innych krajach, że rodacy muszą z tym żyć. 

Pomarudziłem już sobie, więc teraz mogę przejść do tematu:)

Tak jak wspominałem na początku, byłem umówiony w sprawie pożyczki. Poszedłem najpierw do Expandera. Chłopaki byli cali spoceni bo właśnie mieli kontrolę z góry. Kazali chwilę poczekać, po czym przyszedł do mnie doradca. Spisał moje dane (co już raz podawałem przez telefon), po czym powiedział mi, że skoro mieszkam w UK to nie będzie tak łatwo dostać pożyczki hipotecznej, a w najlepszej opcji byłoby co najmniej na 7,5% (stawka WIBOR + marża banku). Wszystko trwało chwilę. Na koniec jeszcze tylko musiałem podpisać papier, że otrzymałem "poradę". Zrozumiałem wtedy, dlaczego wszyscy byli tacy spoceni po kontroli. Jednym słowem Expander ma u mnie minusa. Po pierwsze dlatego, że fatygowali mnie z UK tylko po to aby mi powiedzieć, że mam małe szanse na pożyczkę. Mogli to zrobić przez telefon, gdy im podawałem swoje dane. Po drugie, że zrobili to na odpierdol  (wybaczcie moje słownictwo, ale nie znajduje lepszego określenia). Fakt, wodę dali ale poza tym zero profesjonalizmu. Może po prostu trafiłem na zły oddział.

Inaczej obsłużono mnie w Open Finance. Tam było znacznie lepiej. Na starcie zaoferowano mi kawę i zaproszono do osobnego pomieszczenia, gdzie mogłem porozmawiać z doradcą w cztery oczy. Tym razem odbyło się to bardziej profesjonalnie. Powiedział wprost, że będzie trudno dostać tyle ile chcę ale może coś pokombinować. Sprawdził kilka wariantów, i wyszło że jest jedna pożyczka na 10,5%. Dla mnie to żadna okazja, w UK w tej chwili lichwiarskie pożyczki są niżej oprocentowane. Z kredytu więc nici. Doradcy jednak to nie przeszkadzało. Zastosował klasyczny model sprzedażowy i zaoferował mi tak zwany upsell, czyli jakiś inny produkt, którym mógłbym być zainteresowany. Zapytał się, czy odkładam na emeryturę i czy nie byłbym zainteresowany funduszem inwestycyjnym. Powiedziałem mu, że podobny już mam w III filarze, ale jak ma lepszą ofertę to mogę posłuchać. Podał mi kilka możliwości, i zaoferował się że przejrzy moją dotychczasową umowę i sprawdzi czy nowy produkt będzie dla mnie bardziej opłacalny. Wziął moje namiary i ma mi wszystko wysłać mailem. Taka obsługa mi się spodobała. Może nie dostałem tego, co chciałem, ale za to dowiedziałem się czegoś ekstra, co może być dla mnie korzystne. 

Tak więc wyglądała moja przygoda z doradcami. Innych niestety nie znam i zdałem sie na nich. Nie orientuje się co się dzieje na polskim rynku więc skorzystałem ,z tych których znałem. Nie myślcie jednak, że faworyzuję którąś z firm, bo tak nie jest. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z żadną z nich. Ale Expander powinien mieć jakieś standardy, szczególnie w takim przypadku jak mój, gdy mam pierwszy kontakt i wyrabiam sobie opinie na ich temat. Nie znaczy to też, że już nigdy z nich nie skorzystam. Rozumiem, że czasami ktoś może mieć gorszy dzień, więc jeśli będzie w przyszłości taka potrzeba to może dam im jeszcze kiedyś zarobić.

Tak więc nic nie udało się załatwić, będę musiał szukać innych źródeł finansowania swoich inwestycji. Rozumiem, że banki nie zajmują się obrotem nieruchomości i nie interesuje ich dawanie kasy pod ich zastaw. Wolą mieć na miejscu kredytobiorcę z dobrą zdolnością kredytową. Mieszkanie pewnie pójdzie więc na sprzedaż. Podsumowując, to może i lepiej, że tak wyszło, bo w Anglii w tej chwili dostanę pożyczkę na lepszych warunkach. I nie będę się musiał fatygować do Polski załatwiać papierkowe sprawy z tym związane.

5 komentarzy:

  1. O numerkach na poczcie nie wiedziałem.

    Co do obsługi na poczcie i w pko... dlaczego mnie to nie dziwi? Ale pocieszę Cię, są kraje, w których te rzeczy jeszcze gorzej funkcjonują. Jest to Hiszpania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, numerki na poczcie to klasyka od wielu lat, pzynajmniej w Wawie. Kiedys wchodze na poczte, biore numerek i czytam, ze przede mna sa 192 osoby ;-) Dodam, ze nie widzialam nigdzie tych 192 osob, nawet 90.

    Jakbys jeszcze chcial zalatwic cos w NFZ, to moglbys miec ciekawe wrazenia. Nie dosc, ze numerki, dluga kolejka, to nawet miejsc siedzacych nie bylo dla wszystkich. A tam same babcie prawie.

    W ZUS i w US nie bylo zle, nie bylo w ogole kolejek.

    Jesli chodzi o Polski bank, to mam konto w bylym Fortis i tam zwykle nie ma wiecej niz 1 klient przede mna, ale czasami i tak trzeba czekac pol godziny, az obsluza tego klienta.

    Od czasu jak nie chcieli mi uznac lokaty na wyzszy procent, taki jak pokazywal sie w internecie w chwili zakladania i nie chcieli negocjowac oprocentowania lokaty na 200K pln, to nie rozmawiam z nimi w ogole. Bez laski.

    Ogolnie podczas pobytow w PL (jak najkrotszych sie da) omijam wszelkie miejsca, gdzie moglabym sie zbulwersowac ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo ludzie sobie radzą i wyciągają po 3 numerki jak ja :D hehehe który pierwszy się zwolni tam się idzie, i nie ważne zbytnio czy sprawa odpowiednia do okienka, a może się uda ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się od kombinowania już trochę odzwyczaiłem, ale widzę że w kraju nadal trzeba sobie umieć radzić;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po prostu trzeba się wyluzować. Wziąć numerek i pójść na spacer (tylko krótki, bo może się okazać, że przed nami jest jednak mniej niż 192 osoby) ;)

    W polskich bankach jest różnie. Ja przerabiam regularnie wizyty w dwóch i zawsze przychodzę do nich przed pracą, jak tylko zostają otwarte. W jednym wizyta trwa 20-25 minut, w drugim 5 minut, więc jest różnie.

    Ten z dłuższą obsługą to WBK, którego właścicielem było irlandzkie AIB. W AIB też miałem konto i mam znajomych, którzy pracują w obydwu bankach. Opinia wszystkich (i moja) jest taka, że AIB jest z 100 lat za murzynami z wszelakimi nowinkami, ale ma szybszą obsługę klienta. Najwyraźniej nie można mieć wszystkich zalet naraz ;)

    OdpowiedzUsuń